Ze Śląska do morza: relacja z rejsu "Nasza Droga Odra"

2016-09-28 16:50 Ola Kleszcz
Nasza Droga Odra
Autor: Archiwum Żagli Uczestnicy rejsu "Nasza Droga Odra"

"Nasza Droga Odra" to projekt, o którym głośno było nie tylko na samej Odrze, ale także, a może przede wszystkim wokół niej. A było o czym mówić: trzy tygodnie, trzy etapy, około czterdziestu żeglarzy, 687 kilometrów i tylko jeden Wrzaskun - dwumasztowy jacht żaglowy typu DZ. Oto, jak rejs relacjonuje jego uczestniczka, Ola Kleszcz.

Cele projektu? Integrowanie środowiska żeglarskiego bez względu na wiek, miejsce zamieszkania czy niepełnosprawność, zwrócenie uwagi na żeglowność Odry oraz pomoc fundacji Gniazdo Piratów (której jestem podopieczną) organizującej rejsy "Zobaczyć Morze" w zbiórce funduszy na kolejną edycję projektu. Musiało się udać, prawda? I moim zdaniem się udało.

Kiedy na facebooku "Zobaczyć Morze" pojawiła się informacja o rejsie, zgłosiłam się od razu, gotowa na nowe wyzwanie. Bo rejs rzeką, w dodatku bezkabinową łodzią, dla mnie był czymś nowym i nieznanym.

Rejs rozpoczął się w Gliwicach, jednak ja dołączyłam do załogi dopiero we Wrocławiu. Żałowałam, że nie mogłam płynąć od początku, ale na szczęście mogłam dotrzeć do naszego rejsowego celu - Bałtyku, który każdy na swój sposób zobaczył.
Po drodze nie było łatwo - skłamałabym, gdybym powiedziała, że było. Walczyliśmy chociażby ze zmieniającą się pogodą, która najwyraźniej próbowała utwierdzić nas w przekonaniu, że deszcz i wiatr to rzecz straszna i należałoby się przed nimi ukryć. Tylko, właśnie, gdzie? Przecież nie mogliśmy wejść pod pokład. Sama Odra w wielu miejscach również nie była przyjazna. Niewielka ilość wody granicząca z dość dużą ilością mielizn wciąż przypominała nam, że wszyscy, bez wyjątku, powinniśmy mieć oczy dookoła głowy.

Nasz Wrzaskun jednak radził sobie świetnie ze wszystkimi niedogodnościami. Z niewielką pomocą załogi wydostawał się z mielizn, walczył z pogodą i wybaczał nam każdą pomyłkę. Tak, nam, bo przecież każdy z nas był częścią załogi, a co za tym idzie, wszyscy, bez wyjątku, wykonywaliśmy wszystko to, czego oczekiwał od nas kapitan.

I tu właśnie dochodzę do kwestii, która, oczywiście poza płynięciem pod żaglami, w tym rejsie żeglarsko cieszyła mnie najbardziej. Łódź, którą płynęliśmy, w żaden sposób nie była dostosowana do osób niewidomych czy słabo widzących. Zresztą większość rzeczy, która pomaga nam na morzu, na rzece wcale by się nie sprawdziła. Płynęliśmy na takich samych zasadach. Każdy stawiał żagle, każdy był sternikiem, każdy, choć w różnych sytuacjach, potrzebował oka. Byliśmy jedną zgraną załogą. Uczyliśmy się siebie, poznawaliśmy własne ograniczenia i wzajemnie się uzupełnialiśmy. Czy nie o to właśnie chodzi w żeglarstwie?

Podobno projekt "Nasza Droga Odra" to pierwszy z wielu projektów. Podobno są plany na kolejne tego typu wyprawy. Wierzę, że wszystkie plany dojdą do skutku i mam cichą nadzieję, że i ja znajdę się wśród członków załogi na pokładzie jakiejś niezwykłej jednostki pływającej. I zobaczę kolejny kawałek wody.

ZOBACZ TAKŻE: dziennik pokładowy "Nasza Droga Odra – Tak to widzę"

Nasza Droga Odra
Autor: Archiwum Żagli Projekt "Nasza Droga Odra" pod patronatem Żagli
Czy artykuł był przydatny?
Przykro nam, że artykuł nie spełnił twoich oczekiwań.