Rolex Fastnet 2015: relacja polskiej załogi

2015-09-06 22:25 Jacek Siwek

Choć tegoroczna edycja legendarnego wyścigu Fastnet 2015 zakończyła się już jakiś czas temu, nie odnotowaliśmy jeszcze, że na 13 m. regaty te ukończył jacht „Monster Project”, tym razem z dwoma polskimi żeglarzami na pokładzie. Oto relacje jednego z nich – Jacka Siwka:

Ukończyliśmy wyścig Fastnet na 13 miejscu. Tzn. na 13 miejscu wśród ponad 350 startujących jachtów !!!

Kilka dni przed startem powiedziałem, że miejsce w pierwszej dwudziestce byłoby dobrym wynikiem, a w pierwszej piętnastce bardzo dobrym. Czyli wyszło bardzo dobrze ;-)

Nie znam dokładnych statystyk, ale to chyba najwyższe w historii miejsce będące udziałem polskich żeglarzy w wyścigu Fastnet. Tak, żeglarzy w liczbie mnogiej, bo tym razem na Monster Project Volvo Open 70 było nas dwóch, oprócz mnie znany w Trójmieście i poza nim Filip Wójcikiewicz. Szkoda, ze nie pod polską banderą, ale to i tak duża radość i satysfakcja, ze chociaż w taki sposób mogliśmy Polskę w tych regatach zaprezentować.

Tegoroczny Fastnet nie był szybkim wyścigiem. Do tego stopnia, że już w trakcie jego trwania pojawiła się nazwa alternatywna; Slownet Race ;-) Pierwsze 48 godzin charakteryzowały bardzo słabe wiatry, w tym przez kilka godzin jego brak. Tu może doprecyzuję co mam na myśli mówiąc ‘całkowity brak wiatru’. Mam na myśli zero. Zwykłe okrągłe zero na naszym jachtowym anemometrze, a właściwie trzy zera, bo jeszcze dwa po przecinku. Oczywiście to samo na czytniku boat speed. Wyobraźcie sobie taki obrazek: morze jak lustro, brak najmniejszej zmarszczki, jachty porozrzucane w promieniu kilku mil, ze smętnie opadniętymi żaglami i dziobami skierowanymi we wszystkie możliwe strony. I to wszystko w blasku przepięknie zachodzącego słońca. Widok romantyczny, idylliczny i wręcz przecudny, ale dla uczestników tego spektaklu mocno frustrujący.

Dopiero we wtorek wieczorem zaczęło troszkę wiać i droga powrotna to już była jazda miedzy pełnym bajdewindem, a połówką przy wietrze do ponad 20 węzłów. To oczywiście nie są warunki bardzo trudne, ale przy tym kursie wiatr pozorny dochodzi do 35 węzłów, więc szczególnie w nocy trzeba się było trochę cieplej ubrać. Rekordu prędkości oczywiście w takich warunkach nie pobiliśmy. Wierni czytelnicy pamiętają, ze na Atlantyku udało nam się rozpędzić Monster Project do 32.7 węzła. Tu musieliśmy się zadowolić 24. W efekcie cały wyścig trwał dla nas 3 dni, 4 godziny i 28 minut. Jacht spisał się dobrze, a i załoga poradziła sobie wzorowo.

To wszystko brzmi dość sielankowo, ale nie obyło się i bez mocniejszych wrażeń. Ostatnie mile wyścigu to zacięty pojedynek 1 na 1 z IMOCA 60 na kursach baksztagowych. Zwroty przez rufę, liczy się każde pół węzła prędkości, każdy błąd może kosztować jedno miejsce w klasyfikacji końcowej. I wtedy zaczyna się dziać. Trzask gdzieś z okolicach topu masztu i kilkaset metrów kwadratowych naszego asymetrycznego A1, uwolnione od krępującego go fału, ląduję w wodzie. Jak udało nam się to wszystko wyciągnąć na pokład w ciągu kilku minut i nie uszkadzając żagla to temat na odrębne opowiadanie, najważniejsze (jak się za chwilę okaże), ze się udało. No i dobrze, że postanowiliśmy nie czekać tylko od razu go spakować, ale o tym, że to dobra decyzja też wtedy jeszcze nie wiedzieliśmy. W górę natychmiast powędrował A2, ponad 500 metrów kwadratowych asymetrycznego ‘silnika z turbodoładowaniem’. Widok radujący serce każdego żeglarza, żagiel ‘zapala’ od razu z charakterystycznym trzaskiem, ‘Monster Project’ przyśpiesza, IMOCA 60 znowu zaczyna zostawać w tyle. Tylko ten radujący serce trzask zapalanego spinakera nie cichnie. Wręcz przeciwnie, przechodzi w dość głośny wystrzał, żagiel w strzępach, jacht staje, IMOCA 60 znowu w tym momencie zaczyna wychodzić na 13 miejsce w klasyfikacji. Na szczęście, jak już wspomniałem, chwilę wcześniej spakowaliśmy A1, więc już po kilku minutach sciągania strzępów A2, w górę idzie ponownie A1 i … zaczyna się drzeć przy rogu szotowym. Do mety dosłownie minuty, IMOCA 60 tuż za nami, nie ma już czasu na żadne działanie. Nie pozostało nam nic innego jak utrzymywać żagiel wypełniony, nie dopuścić do najmniejszego nawet łopotania i czekać co się dalej wydarzy. Na szczęście wytrzymał i trzynaste miejsce było nasze.

Mimo, ze wyścig nie był szybki to w walce o czołowe lokaty działo się wiele. Line honours padły łupem Comanche. Ale Rambler 88, który już wcześniej zaprezentował się bardzo dobrze w wyścigu transatlantyckim, przegrał o zaledwie 4 minuty. Camper, Volvo Open 70 III generacji obsadzone przez załogę z doświadczeniem ‘tylko’ na TP52, wyprzedził kobiecy zespół gwiazd na SCA Volvo Ocean 65 o zaledwie 10 sekund ! Wielokadłubowce były oczywiście szybkie, ale gdyby Comanche i Rambler 88 były klasyfikowane wraz z nimi to zajęłyby odpowiednio czwarte i piąte miejsce i to ze strata zaledwie niecałych pięciu godzin do monstrualnego, 130-stopowego trimarana Spindrift 2. Ciekawie zaprezentowały się nowe hydromiecze zastosowane na niektórych jachtach typu IMOCA 60. Bez wchodzenia w szczegóły z zakresu zaawansowanej hydrodynamiki, rozwiązanie to generuje (przy odpowiednim kursie i szybkości) siłę będącą odpowiednikiem zmniejszenia wagi jachtu o około 6 ton ! I to w jednostkach ważących niewiele więcej ! Możliwy wzrost prędkości to nawet 3 do 4 węzłów. W Fastnet 2015 nie było idealnych warunków to prawdziwego przetestowania ich możliwości, bo ani siła wiatru, ani kursy względem wiatru tego nie umożliwiały, ale warto odnotować, że wyposażony w takie hydromiecze Safran wyprzedził nas o 3 godziny.

W sumie fantastyczny wyścig, niesamowite przeżycia i satysfakcja z dobrego wyniku w ważnych, bardzo mocno obsadzonych regatach.

Jacek Siwek

Na zdjęciach : moment startu, flotylla u wyjścia z cieśniny Solent, ‘reprezentacja Polski’ i załoga w walce o jak najlepszy wynik z autorem przy sterze.

Czy artykuł był przydatny?
Przykro nam, że artykuł nie spełnił twoich oczekiwań.