Rafał Szukiel: podsumowanie Igrzysk
Igrzyska XXIX Olimpiady już powoli się kończą, wiec nadszedł czas na pierwsze refleksje. Wszystko zaczęło się, kiedy Wacek Szukiel zdobył kwalifikację dla naszego kraju na Mistrzostwach Świata w portugalskim Cascais. Wtedy już wiadomym było, że któryś z nas – Finnistów pojedzie na Igrzyska.
Eliminacje krajowe trwały do regat Pucharu Świata we francuskim Hyeres. Wtedy to podsumowano wszystkie regaty eliminacyjne i wyłoniono zwycięzcę. Nawet nie przypuszczałem, że tym jedynym będę ja. Udało mi się zdobyć kilka punktów więcej niż mój brat Wacek. Następnym krokiem było bezpośrednie przygotowanie do Igrzysk. Treningi z Tomkiem Rumszewiczem i juniorem, trzecim w klasyfikacji Piotrkiem Kulą rozpoczęły się praktycznie od razu, bez udziału Wacka, który został wyłączony z finansowania.
Okres od końca eliminacji do Igrzysk był bardzo pracowity, praktycznie nie odwiedzałem domu, wpadałem tylko na chwilkę i znów trzeba było jechać dalej testować różne warianty sprzętowe, przyzwyczajać się do warunków i uczyć techniki żeglowania w Qingdao. Czasu było coraz mniej, a pomysłów wiele. Jednym z nich była próba wykorzystania dość starej łódki, która była zbudowana dla Wacka w 2001 roku i zawsze szybko żeglowała. Pomysł okazał się strzałem w dziesiątkę, tylko problemem był transport do Chin. Trzeba było znaleźć kontener, który dotrze na czas. Większość naszego sprzętu była już w Qingdao, ale na szczęście Amerykanie wysyłali jeszcze jeden kontener i było w nim miejsce.
Wyjazd na Igrzyska odbył sie praktycznie „z marszu”. Dla wielu znajomych było wielkim zaskoczeniem, że już wylatuję. Nie było czasu o tym myśleć, bo w Chinach czekała na mnie łódka z Amerykańskiego kontenera i trzeba było ją ustawić i przetestować w tamtejszych warunkach. Więc od razu po przylocie wzięliśmy się z Tomkiem do pracy.
Kilka dni wystarczyło i sprzęt był całkowicie gotowy, a ja pewny, że wszystko jest dobrze zrobione.
Do startu został jeden dzień, który wspólnie z trenerem spędziliśmy na wycieczce w pobliskie góry Lao Shan. Później porozmawiałem z moją największą fanką żoną Anią i największym kibicem bratem Wackiem, odczytałem sms-y od rodziców i byłem gotów!
Czas na podsumowanie
Dla mnie Igrzyska się skończyły. Czy jestem zadowolony? Tak! Miejsce wpierwszej "10" to bardzo dobry rezultat, zwłaszcza, że do medali było napewno 12 kandydatów. Każdy z nich mógł stanąć na podium, a co dopierozająć miejsce w pierwszej 10.
Czy mam niedosyt po udanym pierwszym dniu? Mam! Pierwszy dzień pokazał,że mogę wygrać ze wszystkimi. Bardzo ciężko pracowałem, aby znaleźć sięna Igrzyskach i byłem dobrze przygotowany fizycznie i moja łódkapływała naprawdę szybko. Popełniłem jednak kilka drobnych błędów izamiast wrócić do domu z medalem wracam z dobrym, ale tylko dziesiątymmiejscem.
Co dalej?
Jeszcze nie mam planów na odległą przyszłość. Teraz na pewnochcę poświęcić czas mojej rodzinie, która dzielnie znosiła moje długienieobecności i wspierała mnie z całych sił, kiedy miałem chwilezwątpienia. Z moją żoną Anią planujemy wyjazd w podróż poślubną, którąodłożyliśmy o rok ze względu na moje przygotowania. Po powrocie czekana mnie mnóstwo odkładanych spraw, tak że będę dość zajęty.
Igrzyska Olimpijskie do magiczne wydarzenie i każdemu sportowcowiżyczę udziału w nich. Należy jednak pamiętać o ludziach, bez którychnie byłoby to możliwe.
Najważniejszą osobą dla mnie jest Ania, która mimo różnych problemówzawsze powtarzała „Rafałku o nic się nie martw, pływaj i walcz dzielnie,a ja wszystko załatwię” i tak rzeczywiście było. Dziękuję ci Aniu!
Wacek, który zawsze, mimo przegranych eliminacji, służył mi pomocą wewszystkim. Mam nadzieje, że kiedyś będę umiał się odwdzięczyć.
Rodzice i siostra, to oni zadbali o wychowanie, pokazali co dobre izłe, dali wspaniały dom. Wysłali też do Edmunda Januszewskiego,Andrzeja Kędziora, Sławka Ostrowskiego, Marka Przedlackiego na naukężeglarstwa.
Tomek Rumszewicz jako trener i przyjaciel pomagał mi we wszystkim co robiłem na wodzie i na lądzie również.
Piotrek Kula, to on zastąpił Wacka jako mojego partnera w treningach.Myślę, że wiele się nauczył, a ja byłem szybki na wodzie jak strzała zbiskupieckiego zamku!
Bogumił Głuszkowski, wycisnął ze mnie sporo potu i pokazał jak ciężko trenować z uśmiechem na ustach.
Wracam teraz do Polski i osobiście im wszystkim podziękuję, że mogłem ich reprezentować na Igrzyskach XXIX Olimpiady w Pekinie.
Z żeglarskim pozdrowieniem
Rafał Szukiel
Igrzyska
Start w Igrzyskach to wielkie przeżycie, ale pierwszy dzień minął miświetnie, byłem zrelaksowany i pewny siebie. Wszystko z założeń udałomi się zrealizować i obydwa wyścigi skończyłem w pierwszej trójce! Dałomi to prowadzenie w regatach, wyprzedziłem wszystkich pozostałych, tegouczucia nie da się porównać z niczym innym w sporcie!
W nocy trudno było mi zasnąć, myślałem o kolejnych wyścigach. Następnegodnia byłem bardzo spięty, mimo iż bardzo starałem się rozluźnić, to wczasie wyścigów już nie szło mi równie dobrze, nie czułem dobrze łódki,przez co kiepsko żeglowałem na kursach z wiatrem tracąc po kilkapozycji w każdym wyścigu. Na szczęście Tomek Rumszewicz szybkozorientował się w problemie i po wyścigach szczegółowo omówiliśmy każdybłąd i sposób jego naprawienia.
Trzeci dzień regat to dobre żeglowanie i niestety kiepskie decyzje. Wczasie 6-go wyścigu, podczas okrążania dolnej boi dotknąłem łódką bomuKanadyjczyka Christophera Cooka, za co powinienem wykonać dwa karneokrążenia jachtem wokół własnej osi. Przez dalszą część wyścigu biłemsię z myślami czy przyjąć na siebie karę, czy ryzykować protest iewentualna dyskwalifikację. Wybrałem karę na wodzie, lecz w bardzo złymmomencie, bezpośrednio przed metą, gdzie było dużo jachtów i znikomamożliwość żeglowania w niezakłóconym wietrze. Kosztowało mnie toutratę dziesięciu miejsc na mecie.
Czwarty dzień w planach był dniem rezerwowym wiec mogłem odpocząć i przygotować się do kolejnych startów.
Środa 13-go okazała się dla mnie pechowa. Z powodu słabego i zmiennegowiatru kilka godzin czekaliśmy na start dryfując powoli na środkuzatoki. Kiedy wystartowaliśmy, mimo poprawnego żeglowania, nie mogłemprzebić się do przodu stawki, wiatr rozdawał karty, a mnie pomijał.Wyścig skończyłem na odległej 22. pozycji. Drugi z zaplanowanychwyścigów nie odbył się.
Następny dzień to również kilkugodzinne czekanie na powiew wiatru.Jednak tego dnia szczeście nam dopisało i wystartowaliśmy w dośćsilnym, jak na miejscowe warunki wietrze. Mój start pozostawiał wieledo życzenia, lecz wraz z rozwojem wyścigu zyskiwałem kolejne miejsca.Było już nawet bardzo dobrze, ale nagły i nieoczekiwany podmuch wiatrupod koniec drugiej halsówki przetasował stawkę finnistow. Znalazłemsię znowu na 11. pozycji, a wyścig ukończyłem na 12. Co dawało mi 9.miejsce w klasyfikacji generalnej regat.
Regaty flotowe zostały zakończone na ośmiu wyścigach. Do rozegraniapozostał ostatni z udziałem tylko pierwszej dziesiątki, zwanywyścigiem medalowym. Jest on bardzo specyficzny, ponieważ punkty wnim zdobyte mnożymy przez 2 i nie można ich odrzucić jako najgorszegorezultatu, po za tym trasa jest zdecydowanie krótsza i startują w nimsami najlepsi zawodnicy.
Nasz wyścig medalowy miał odbyć się w piątek lecz pomimo starań KomisjiRegatowej i naszej cierpliwości w kolejnym oczekiwaniu na wiatr nieudało się go rozegrać. Mieliśmy do dyspozycji następny dzień jakotermin rezerwowy i prognoza pogody była bardzo obiecująca.
Ostatni dzień regat był rzeczywiście wietrzny ale i deszczowy. Znówwychodziliśmy na wodę i czekaliśmy na start, a nawet wróciliśmy do portu,bo nic nie było widać w rzęsistym deszczu. Jednak po godziniesędziowie zadecydowali, iż warunki polepszyły się i można rozegraćwyścig. Wyszliśmy na wodę i wystartowaliśmy, był to mój najlepszy startw całych regatach. Udało mi się wyprzedzić i zmusić do zwrotu Bena iGaspra. Niestety po kilkudziesięciu metrach sam musiałem szukać miejscado zwrotu, ponieważ od strony zawietrznej zaczął mi przeszkadzaćGuillaume. Znalazłem odpowiednie miejsce i zrobiłem zwrot uwalniającsię od kłopotów. Pierwsza halsówka szła mi wyśmienicie, do momentu, kiedyza późno zrobiłem zwrot przy zmianie wiatru i część łódek mniewyprzedziła. Kurs z wiatrem odbył się bez żadnych niespodzianek anizmian w kolejności. Druga halsówka była już bezbłędna i dała mi awansna 5. pozycję, którą to utrzymałem już do mety. Był to dobry wyścig mimoiż straciłem miejsce 9. i spadłem na 10.