„Lady Dana 44” wróciła z Arktyki do Sopotu

2014-09-29 0:19 archiwum Żagli

Po dwóch sezonach w Arktyce i pierwszym polskim opłynięciu Bieguna Północnego jacht „Lady Dana 44” hucznie został powitany w swoim porcie macierzystym.

Wiosną 2013 roku Ryszard Wojnowski z załogą wypłynęli na północ Bałtyku, przez Sankt Petersburg i Biełomor Kanał dotarli do Arktyki. To był pierwszy etap wielkiego planu opłynięcia Bieguna. W sezonie 2013 roku udało się, jako pierwszy jacht pod polską banderą, pokonać Przejście Północno-Wschodnie. Sytuacja lodowa nie pozwoliła na kontynuowanie rejsu, więc popłynęli przez burzliwy Północny Pacyfik do kanadyjskiego Vancouver. W rym roku wzdłuż wybrzeży Alaski i Cieśninę Barentsa powrócili do Arktyki. Tym razem przez legendarne Przejście Północo-Zachodnie przedostali się na Atlantyk, żeby w niedzielę, 28 września, w samo południe zacumować w Sopocie.

Tak gorącego powitania nikt z załogi się nie spodziewał. Już na redzie dziennikarze powitali jacht na pokładzie „Kontrolera-20”. Naprzeciw wypłynął też sopocki jacht „Alf”, a w marinie czekała „Antica”. Właściciel i skipper „Lady Dany 44” wzruszony stwierdził, że „warto było tego dokonać dla takiego powitania”. Wśród rodzin i przyjaciół były też osoby bardziej oficjalne. Krótko załogę przywitał Wiceprezydent Sopotu, Bartosz Piotrusiewicz. Prezes Pomorskiego Związku Żeglarskiego, Bogusław Witkowski, otrzymał flagę Związku z podpisami wszystkich uczestników rejsu. Redaktor Bohdan Sienkiewicz wraz z Maciejem Sodkiewiczem w imieniu „Bractwa Kaphornowców” wręczyli książkę „Pokłon Hornowi”. Było wiele kwiatów, powitalne transparenty, szampan i piękna, słoneczna pogoda. Po takim wyczynie wszyscy po pierwsze będą chcieli odpocząć, ale z pewnością już za kilka miesięcy zaczną snuć plany kolejnych rejsów.

 

Po uroczystym powitaniu jachtu „Lady Dana 44” udało mi się zamienić kilka słów z Ryszardem Wojnowskim, skipperem jachtu, który opłynął Biegun Północny.

 

Marek Zwierz: Przede wszystkim gratulacje, bo to jest wielka sprawa. Prawie 20 tysięcy mil, 28 osób załogi przewinęło się przez pokład. Które z dwóch Przejść Północnych było trudniejsze?

Ryszard Wojnowski: Sądzę, że Północno Zachodnie jest trudniejsze. Z Przejścia Północno Wschodniego łatwiej się wycofać, bo jeżeli płyniemy, a przeważnie się płynie z zachodu na wschód, to czeka się w niedalekiej odległości od Archangielska, 1000 mil i w zasadzie jesteśmy w domu, no, może 1500 mil. Na Przejściu Północno Zachodnim odcinkiem newralgicznym jest Cieśnina Bellota, a z Cieśniny Bellota do Nome jest 2500 mil. Woda po drodze może zamarznąć czyli, że można się znaleźć w potrzasku. Przejście Północno Zachodnie jest trudniejsze.

 

MZ: A jak jest z obstawą lodołamaczy? Bo tam są prowadzone akcje ratownicze. Znam jacht, który został wstawiony na lodołamacz, przewieziony z 1000 mil. Powiedzieli, jeszcze sobie pożeglujesz, ale na razie cię podwieziemy.

RW: Kanada posiada cztery lodołamacze, czyli biorąc pod uwagę wielkość wybrzeża, nie ma ich w każdym miejscu. Najprawdopodobniej jak się wezwie pomoc, to przypłyną, ale my się staramy takich rzeczy nie robić. Są jednak jachty, które płyną za lodołamaczami.

 

MZ: Jak została dobrana załoga? Były jakieś kryteria kwalifikacyjne?

RW: Załoga to przeważnie przyjaciele. Człowiek tyle lat żyje, to kilku przyjaciół ma. Chyba nie jestem najgorszym kapitanem, bo większość z nich pływała ze mną nie tylko raz.

 

MZ: Czy najpierw odpoczywamy, czy jakieś plany już są?

RW: Nie, najpierw trzeba odpocząć, zobaczyć co się dzieje. Jesień idzie, więc już w tym roku nie będziemy dalej pływać. Może na Bornholm po śledzie albo coś takiego.

 

MZ: Po śledzie się pływa w kwietniu…

RW: Oni tam maja takie już gotowe. Cały rok sprzedają.

 

MZ: Dziękuję bardzo

Czy artykuł był przydatny?
Przykro nam, że artykuł nie spełnił twoich oczekiwań.