Dobre cumowanie – dziobem, rufą czy burtą? Jak cumować bezpiecznie

2016-08-05 17:29 Mariusz Główka
Cumowanie burtą i dziobem do kei
Autor: Seattle Parks, CC BY, Flickr.com Cumowanie burtą i dziobem do kei

Sposobów cumowania jest wiele: burtą, dziobem, rufą, z wykorzystaniem muringu, boi czy kotwicy – o tym można przeczytać w dowolnym podręczniku żeglarskim. Warto natomiast zastanowić się, jak zacumować, aby zastać jacht w takim samym, nienaruszonym stanie, wtedy gdy doń wrócimy.

Wciąż przybywa na wodzie jachtów motorowych i żaglowych, w portach często jest tłoczno i z tego powodu w większości portów i marin cumuje się prostopadle do kei. Coraz częściej, a może nawet najczęściej, jachty stają rufą do pomostu. Ich sternicy kierują się wygodą swoją i załogi, bo współczesne jednostki z szerokim i otwartym kokpitem umożliwiają znacznie lepszą komunikację z lądem właśnie przez rufę niż przez dziób. Ale poza wygodą schodzenia na ląd nie znajduję wielu zalet takiego sposobu cumowania. Za to ryzyko dla jachtu jest spore.

(Niebezpieczne) cumowanie rufą

Rufa jest bardzo wrażliwym miejscem większości jachtów żaglowych. Na ich pawężach najczęściej wisi i silnik, i płetwa sterowa, urządzenia zbyt delikatne, aby wytrzymały napór kilkutonowego kadłuba wypychanego na ląd przez wiatr i rozkołysanego przez fale. W trudnych warunkach, zwłaszcza jeśli poluzuje się muring, cuma na boi albo puści kotwica, kontakt z keją, szczególnie przy zafalowaniu, jest bardzo prawdopodobny i nawet najbardziej przemyślnie mocowane odbijacze na nic się zdadzą. A cóż będzie, gdy cuma dziobowa się zerwie?

Dlaczego warto cumować dziobem?

Dziób jest zdecydowanie mniej wrażliwym elementem kadłuba. Dziobnica bez większego szwanku jest w stanie wytrzymać silne uderzenia, przez co cumowanie dziobem do kei jest bezpieczniejsze zwłaszcza w portach, gdzie nie ma muringów, a boje są ustawione blisko brzegu, w odległości ledwo przekraczającej długość kadłuba. Jeśli w porcie nie ma muringów, nie ma boi i musimy rzucać kotwicę, stawanie rufą do kei jest jeszcze bardziej ryzykowne. Wtedy cumowanie dziobem to jedyne rozsądne wyjście, zwłaszcza gdy zostawiamy jacht na dłużej.

Poza bezpieczeństwem są i inne zalety cumowania dziobem do kei, choć to kwestia upodobań. Ja bardziej cenię widok z kokpitu na wodę niż na port. Ponadto stojąc w taki sposób, zachowuję większą intymność w porcie. Nikt z lądu nie zagląda do mojej kabiny przez otwartą zejściówkę. Cumując dziobem do kei, lepiej zwrócić uwagę na to, czy „kaczy dziób” nie wystaje nad pomost. To wprawdzie ułatwia wchodzenie na jacht, ale jakakolwiek większa fala, choćby od przepływającej zbyt blisko motorówki, może spowodować, że nasz jacht na chwilę powiesi się „kaczym dziobem” na nabrzeżu.

Jak nie cumować?

Zaryzykowałbym stwierdzenie, że po sposobie cumowania można poznać, czy to jacht armatorski, czy czarterowy. Załoga, która pływa ledwie kilka czy kilkanaście dni w roku, czarterując jacht, bardziej myśli o własnej wygodzie i przeważnie cumuje rufą do nabrzeża. Armatorzy bardziej myślą o bezpieczeństwie swego jachtu, opuszczając go – wszystko jedno czy na godzinę, czy na wiele tygodni – cumują dziobem do kei. To doskonale widać w mazurskiej Karwicy, porcie, gdzie nieczęsto spotyka się jachty czarterowe.

Istotnym dla bezpieczeństwa pozostawionego jachtu jest też sposób obłożenia cum na pachołkach czy polerach w porcie. Najlepiej jeśli z każdej burty (bez znaczenia czy stoimy dziobem, czy rufą do lądu) podamy osobną cumę, obłożymy na pachołku i wybierzemy ją z pokładu. Jednak coraz częściej widuje się inny sposób wiązania cum. Używana jest tylko jedna cuma, którą nabiegowo chwyta się oba pachołki w taki sposób, że lina może przesuwać się po nich. Wtedy jacht też będzie przesuwać się wzdłuż nabrzeża pomiędzy pachołkami. To poważny błąd, bo po kilku wietrznych dniach lina może się przetrzeć i jacht zostanie odepchnięty od kei lub będzie uderzać w sąsiednie jednostki.

Jeśli koniecznie chcemy cumować z użyciem tylko jednej cumy, warto ją obłożyć przynajmniej na jednym pachołku (a jeszcze lepiej na obu) i uniemożliwić jakikolwiek ruch liny względem pachołka.

Podobnie może zdarzyć się z cumą podaną nabiegowo do boi. Po kilku dniach pracy jachtu na fali pojawi się ryzyko, że lina się przetrze i zerwie przy silniejszym podmuchu wiatru. Jest ono tym większe, im cuma jest dłuższa, bo jest wtedy większa możliwość przesuwania się liny na uchu boi. Jeśli zostawiamy jacht na dłużej, lepiej skorzystać z dwóch cum, których końce są zawiązane na uchu boi i wybrane z obu burt jachtu.

Cumowanie burtą

Jak wspomniałem, w niewielu miejscach można cumować burtą do kei, jednakże może się zdarzyć i taki sposób cumowania. W takiej sytuacji oprócz cumy dziobowej i rufowej warto założyć przynajmniej jeden szpring, a jeśli to możliwe – oba, dziobowy i rufowy. Cuma i szpring to boki trójkąta, którego wierzchołek utrzymuje burtę jachtu w stałym położeniu względem kei. Zakładając szpringi (oprócz cum), znacznie stabilizujemy położenie kadłuba i minimalizujemy jego ruchy względem pomostu. To bardzo ważne zwłaszcza wtedy, gdy wytworzy się fala.

Cumowanie to wizytówka sternika. Warto popatrzeć, jak jacht został zacumowany w porcie. Myślę, że i na wodzie można mieć większe zaufanie do kogoś, kto wykazał się przezornością i zacumował jacht tak, jakby za chwilę miała popsuć się pogoda, niż do kogoś, kto zrobił to byle jak, bo „przecież nic nie wieje”.

Czy artykuł był przydatny?
Przykro nam, że artykuł nie spełnił twoich oczekiwań.