Szczęśliwy żeglarz i kamieniarz

2008-06-23 14:31 Witold Tomaszewski, Witold Zamojski

Na jednym z pierwszych świnoujskich "Wiatraków" wywołał powszechną sensację, kiedy - zmuszony okolicznościami natury organizacyjnej - zaprosił na pokład cartera "Umbriaga", którym aktualnie dowodził, tylu gości, że pod ich ciężarem wysokość wolnej burty jachtu zbliżyła się do zera.

Ku uciesze żeglarskiej gawiedzi obserwującej ten nietypowy eksperyment i ku zgorszeniu urzędników portowych wszyscy poplynęli bodajże na wyspę Wolin, na której, jeśli mnie pamięć nie myli, organizowana była część plenerowa "Wiatraka". Eskapada zakończyła się pełnym sukcesem, którego nie przyćmila nawet pr.óba wlepienia kapitanowi "Umbriagi" przez kapitana portu mandatu karnego.
Jednak nie z powodu tej "brawurowej" i bez wątpienia nie nadającej się do masowego powielania akcji Witold (Wicia) Zamojski znalazł swe miejsce w "Poczcie szantymenów polskich". Zawdzięcza to głównie swoim dokonaniom w dziedzinie jachtingu oraz współczesnej piosenki żeglarskiej. 
- Pierwszy kontakt z żeglarstwem mialem jeszcze przed urodzeniem - w sezonie nawigacyjnym 1958 roku, bo moi rodzice plywali wówczas na jachtach szczecińskiego AZS-u, w rejsach po "Oceanie Dobskim" - opowiada. - Wkrótce, 19 sierpnia 1958 roku, w Szczecinie, przyszedlem szczęśliwie na świat.
Już jako niemowlę każdy weekend spędzał w siedzibie klubu, niejednokrotnie pod opieką różnych znajomych, bosmana lub - jak sam twierdzi - zaprzyjaźnionych psów.
Do szkoły podstawowej chodził w Szczecinie i Trieście (Włochy), a ostatecznie ukończył ją w Gdańsku. Potem bylo Liceum Chrobrego w Sopocie i Akademia Rolnicza w Lublinie (wydzial ogrodniczy).
Działalność artystyczną Witek rozpoczął na początku lat 60. Jako jeden ze Słowików Szczecińskich pobierał naukę śpiewu u prof. Szyrockiego. Kilka lat działał w zespole przy gdańskim kościele na Przymorzu, potem w grupie Horoskop, gdzie grało się wprawdzie trochę folku, ale głównie rocka.
W Lublinie skierował swe zainteresowania na piosenkę studencką i kabaretową.
W czasie studiów powrócił aktywnie do żeglarstwa. Pływał m.in. na "Umbriadze", odnosząc na nim liczne sukcesy sportowe (z mistrzostwem Polski włącznie). Z jachtem tym czuje się związany do dziś i opiewa go w swoich piosenkach.
- Kiedyć, w latach chyba 50. na przystani ASZ-u pojawił się kot i został ochrzczony tym imieniem - opowiada. - Podczas jednej z wielu wypraw po Jeziorze Dobskim zawieruszył się i nigdy już nie został odnaleziony. Kiedy w 1976 roku nasz klub kupił pierwszego cartera, nazwał go "Umbriaga" - na pamiątkę owego kota. W wolnym tłumaczeniu z włoskiego słowo to oznacza tyle co balanga, impreza...
Stareńka "Umbriaga" obchodziła w tym roku swoje 27. urodziny. Ma się całkiem dobrze, walczy w regatach i wygrywa co się da.
W 1981 roku odbył pierwszy rejs pod rejami "Pogorii' i zrozumiał, że pływanie na niej jest jego przeznaczeniem. W kilka tygodni po uzyskaniu magisterium podjął na barkentynie pracę w charakterze bosmana. Z żaglowcem związał się na wiele lat, opływając m.in. na jego pokładzie kulę ziemską.
W 1983 roku trafił Wicia całkiem przypadkowo na krakowski Festiwal Piosenki Żeglarskiej "Shanties". W ten sposób zakres jego zainteresowań artystycznych poszerzył się o tzw. muzykę morską, a wykonywane przez niego piosenki "Paw" czy "Umbriaga' podbiły niejedno serce na festiwalowej widowni w Warszawie, Szczecinie, Krakowie, Gdyni, Radomiu, Koninie... Nie tylko śpiewał, ale także komponował i pisał słowa wielu wykonywanych przez siebie piosenek. W konkursach odnosił liczne sukcesy, zdobywając nagrody i uwielbienie widowni, a zwłaszcza jej zeńskiej części. 
- Lata 80 to jedna wielka wędrówka - z imprezy na imprezę - wspomina. - Były festiwale piosenki żeglarskiej, warsztaty i przeglądy nie związane z żeglarstwem i wreszcie rejsy oraz regaty. Jak kiedyć policzyłem, różnymi ćrodkami lokomocji przejeżdżałem ok. 5000 km miesięcznie.
W 1988 roku postanowił zwiedzić USA. Po kilku miesiącach okazało się, że z czysto prozaicznych powodów jego plany turystyczne muszą zmienić się w plany zawodowe. Postanowił zaciągnąć się na kuter rybacki poławiajacy skalopsy (małże).
Później, na Florydzie, najął się do pracy w charakterze mechanika okrętowego. Po trzech latach zmienił fach na "marmurarza". Pracuje z różnego rodzaju kamieniami do dzić. Ożenił się z tarnowianką - Moniką i dwukrotnie został szczęśliwym ojcem, jak na żeglarza przystało - córek: Olivii (6 lat) i Gabrieli (8).
Od czasu do czasu występuje nadal na imprezach żeglarskich (np. "Shanties 2001" czy "Leonidy 2002"), żegluje i... wydaje się być bardzo szczęśliwym.                       


A "Umbriaga" wciąż gna,
Silnych wiatrów nie boi się.
Szuflady wali raz po raz,
Bo przebrany ma bras.

("Umbriaga", sł. i muz. W. Zamojski)                          

 

Czy artykuł był przydatny?
Przykro nam, że artykuł nie spełnił twoich oczekiwań.